***
Aby nie wrzasnąć z przerażenia Arleta zatkała sobie usta wolną ręką. Zacisnęła powieki, wciągając nosem śmierdzące powietrze, które było jej teraz bardzo potrzebne. Bardzo powoli otworzyła oczy i drugą rękę wyciągnęła przed siebie. To tylko łuk, pokryty obleśnym mchem. Wargi trzęsły się jej z zimna, marzyła o suchym miejscu. Mięśnie miała odrętwiałe od siedzenia w lodowatej wodzie. Dawid miał z jednym racje, dobrze, że poszedł innym korytarzem w którym było najmniej wody, tutaj na pewno nie byłoby mu łatwo. Głowa opadła jej do tyłu a ona opuściła się pod powierzchnie wody. Zachłysnęła się i wypłynęła w górę. Opadła z sił, trzęsła się cala jak osika. Oddychała z trudem miała wrażenie, że lada chwila odpadną jej członki. Wiedziała że wykonała osiem skrętów w tym jedno rozwidlenie. Nie myślała logicznie po prostu płynęła naprzód. Było jej smutno na duszy, czuła że traci ciepło swojego serca, że już nigdy nie usłyszy śmiechu Dawida, że pozostanie jedynie tęsknota, a ona go kochała! Wiedziała, że jego strony może liczyć jedynie na przyjaźń, bolało to, ale to szanowała. W jej głowie zaczęły przelatywać jej obrazy z wspólnie spędzonych chwil. Gdy już się poddawała i opadała w dół coś otarło się o jej ramię i zaczęło ciągnąć włosy, sięgały jej bioder, ból był znośny, ale dość silny. Bez namysłu chwyciła to cos w dłonie, wybiła się od kamiennego podłoża. Trzymała rękę mężczyzny. W dość ciężkim stroju i…pełnym uzbrojeniu. Na ten widok Arleta się uśmiechnęła. Fakt, że to był trup nie zrobił na niej wielkiego wrażenia. Zapłonęła w niej nadzieja. Zamachała szybciej nogami. Mężczyzna miał spore obciążenie przez strój i broń. Mało myśląc dziewczyna zanurzyła się wraz z nim odpięła mu pasek wraz z dwiema kaburami, zabrała magazynki, oraz nóż. Przeszukując prawdopodobnie jakiegoś wojskowego namacała jakieś rurki. Wypłynęła aby zaczerpnąć powietrza, próbowała dojrzeć co trzyma w dłoni, ale było trudno. Trup popłynął przed siebie, przez co Arleta straciła równowagę. Rurką walnęła ścianę korytarza i nagle wszystko stało się jasne. Ruszyła szybko za nieboszczykiem, udało jej się wyciągnąć jeszcze trzy pałki i wróciła do swojego poprzedniego miejsca. Przeżegnała się, Boże świec nad jego duszą. Wyszeptała i zanurzyła się pod łukiem. Rozejrzała się dość dokładnie i wypłynęła po drugiej stronie. Tutaj sufit był niżej, co oznaczało mniej powietrza. Dzięki zielonkawemu światłu widziała gdzie się dokładnie znajduje. Jedną ręką pościągała mokre pasma włosów z twarzy. Dygotała , ale była szczęśliwa może jej się uda! Oddychała spokojnie skupiła wzrok na tym co miała przed oczami. Korytarz opadał w dół aż w pewnym momencie wydawał się kończyć. Nadzieja powoli gasła, ale może gdzieś się dostanie, co prawda będzie miała mało czasu, ale musi uratować Dawida. Świecąca pałeczkę wsadziła sobie w usta i asekurując się rękoma ruszyła przed siebie. Nagle zaczęła się śmiać, jestem kurwa jak Rose na Titanicu. Gdy znalazła się przy końcu pałeczka zaczęła tracić światło, więc sięgnęła po kolejną walnęła nią jak najmocniej o ścianę, rozbłysła jeszcze jaśniej niż poprzednia. Głęboki oddech i zanurzyła się ponownie.
Musze gdzieś dojść do cholery! Był wyczerpany marszem w lodowatej wodzie tym bardziej że teraz sięgała mu do pasa. Zszedł niżej o to mu się podobało w końcu będzie cały pod woda, a wtedy nie będzie dla niego ratunku. Był tak pochłonięty własnymi myślami, że nie wyczuł obecności innej osoby. Gdy przystanął i jego uszu doszło pluskanie wody odwrócił się szybko i oberwał kolbą w nos, zawył z bólu i wyładował pod wodą. Idiota ze mnie! Tutaj było w miarę jasno jak mógł się nie zorientować?! Co sobie myślał?! Napastnik złapał go za podarta już koszulka i pociągnął w górę. Dawid znalazł się nad woda, nie czuł gruntu pod nogami, cholera jaki silny, jęknął w myślach i po tym ciosie wylądował na ścianie. Zawył z bólu i znowu znalazł się pod wodą. Chciał aby to się skończyło, ale nie było u to dane dość szybko. Mężczyzna wrzeszczał cos do niego po niemiecku, ustawił go sobie jakieś pięć metrów przed ścianą która w połowie była zalana. No przynajmniej wiem, zę nie było stąd ucieczki, ale do kurwy nędzy zostanę rozstrzelany przez Niemca. Zaczął się gorzko śmiać z całego obrotu sprawy. Patrzył ostro w oczy swojego wroga i mordercy…
Znalazła się na rozwidleniu korytarzy po raz kolejny ! chciało jej się wyć, ale…poczuła zimny prąd z jednego otworu. Ruszyła w tamta stronę. Usłyszała coś tak jakby…śmiech! To był śmiech! Spojrzała w gorę. Powietrze! Ruszyła ku górze, zielonkawe światło straciło na swej mocy, więc upuściła pałeczkę, która opadła na dno. Z głośnym odgłosem wciągnęła tlen w płuca. Co za ulga…powietrze. Zamrugała parę razy aby dobrze ujrzeć to co jest przed nią, widziała światło. Woda pluskała o brzegi skarpy. Wyjście, udało jej się znaleźć wyjście, ale Dawid… nie zostawi go tak. Był zachód słońca. Jego promienie wdzierały się przez dziurę do środka…to oznaczało, że w tunelach spędziła parę ładnych godzin. Przetarła twarz trzęsącą się ręką. Odwróciła się i zanurkowała. Płynęła co sił w nogach im bliżej była miejsca rozwidlenia tym wyraźniej słyszała męski głos, który wydzierał się niemiłosiernie. Wiedziała, że to nie Dawid. Sięgnęła do paska z bronią, wzięła jedną do ręki odbezpieczyła ją…przynajmniej miała nadzieję, ze to jej się udało. Tutaj tez było jasno, znajdowała się w wodzie w sumie to była w jakimś pionowym tunelu podpłynęła powoli do szerszego schodka, jej płuca domagały się powietrza, ale nie mogła się teraz ujawnić, nie była gotowa, ścisnęła mocniej broń, długie włosy zasłaniały jej teraz widok, policzyła szybko w głowie do trzech i jednym poważnym skokiem znalazła się na schodku wyżej. Odrzuciła głowę wraz z włosami do tyłu.
- Padnij!- krzyknęła i bez mrugnięcia okiem strzeliła.
Niemiec dalej coś krzyczał. Dawid już czuł w kościach, że lada chwila to się skończy. Zamknął oczy i zrobił głęboki oddech…nagle usłyszał dźwięk rozbryzgującej się na wszystkie strony wody jedyne co usłyszał było – Padnij! – barwa głosu brzmiała znajomo, ale jednocześnie obco. Zrobił tak jak usłyszał. Zdążył dostrzec zdezorientowaną minę faceta i zanurzył się w brudnej i cuchnącej wodzie. Rozległ się straszny huk przez który Dawidowi aż zakręciło się w głowie. Woda zafalowała, gdy potężne cielsko mężczyzny wpadło z chlupotem do wody. Chłopak pragnąc powietrza stanął prosto. Trzęsąc się z zimna i dziwnej radości. Odwrócił się i ujrzał posiniałą na twarzy Arletę, która trzymała broń w dłoni. Woda zabarwiła się na czerwono.
- Żyjesz.- wyszeptała. Nie miała już siły. Była w szoku. Przez strzał rozbolały ja ramiona. Odrzut był dość potężny nie spodziewała się.
- Myślałem…miałaś…dziękuje – przedostał się do niej siłując się z oporem wody, przytulił ją do siebie.
Objęła go i się rozpłakała, jej łzy były wręcz gorące.
- Tu jest wyjście.- wyprostowała się i podskoczyła.- wydostaniemy się. Tylko trzeba trochę przepłynąć.
- Nie dam rady- szczęście go opuściło.
- dasz. Ja dałam aż od tamtąd.
- Nie mam siły…
- Ja też nie. Dawid nie rób mi tego – błagała go wzrokiem, ściskała jego dłonie i trzęsła nimi energicznie,- nie poddawaj się. To nie jest daleko. Ja chcę żyć i chcę abyś Ty żył również. Wiesz doskonale, ze dla mnie życie bez Ciebie nie miałoby żadnego sensu. Proszę. Ten ostatni raz. W połowie drogi możemy skręcić na bok, zaczerpniesz powietrza. Będzie dobrze. Teraz już musi być dobrze.- zamilkła i tylko patrzyła oczami pełnymi błagania, zmęczenia i miłości którą do niego żywiła. Nie potrafiła jej ukryć nawet nie chciała. Uścisnął jej dłonie, a potem przycisnął ja mocno do siebie.
- Dobrze.
Zeszli o schodek niżej. Trzymała go mocno za rękę. Uśmiechnęła się słabo i skoczyli w otchłań bezdenną… płynęli. Obydwoje łaknęli powietrza jednakowoż Dawid bardziej, gdy już byli blisko celu zaczerpnął wody w płuca i zaczął się szamotać, ale Arleta nie straciła zimnej krwi. Złapała go pewniej i wyciągnęła gdzieś do góry. Zaczęło mu się robić ciemno przed oczami ale zdał sobie sprawę, że może już oddychać. Wypluł wodę i wdychał chłodne powietrze. Musieli mocnej pracować nogami aby prąd nie porozbijał ich o kamieniste ściany. Słońce zaszło dość szybko, na niebie pozostała jedynie czerwonawa łuna, ale byli wolni. Znajdowali się w rzece. Już wolni. Zmęczeni, zmarznięci, obolali, ale czy to cokolwiek znaczyło? Byli żywi, razem na powierzchni ziemi…
1 komentarz:
Świetne;) Ciekawe co czeka na nich na powierzchni;)
Prześlij komentarz